Ewa Bąk: "Mówili, że wytrwam trzy miesiące. Mojemu następcy życzę hali sportowej w Poznaniu"

Ewa Bąk: "Mówili, że wytrwam trzy miesiące. Mojemu następcy życzę hali sportowej w Poznaniu"

Doktor Ewa Bąk, dyrektor Wydziału Sportu Urzędu Miasta Poznania po 24 latach pracy na tym stanowisku i 44 latach pracy zawodowej odchodzi na emeryturę. W wywiadzie dla sportowy-poznan.pl opowiedziała o trudnych początkach, o sukcesach, ale i o tym, czego nie udało się zrobić. Z rozmowy dowiecie się także, czy czuje się poznanianką, co w biurze przetrwało od pierwszego do ostatniego dnia pracy, spotkania z którymi osobowościami sportu zapadły jej najbardziej w pamięci i co by poradziła swojemu następcy.

Beata Oryl-Stroińska, sportowy-poznan.pl: Pamięta Pani swój pierwszy dzień pracy w Wydziale Sportu?

Ewa Bąk, dyrektor Wydziału Sportu UM Poznania (do 26.02.2024): Tak, pamiętam dokładnie, było to 1 września 2000 roku. Pamiętam, że od męża dostałam na szczęście lampę na biurko do mojego gabinetu. I do dzisiaj ta lampa na moim biurku stoi. Objęłam stanowisko dyrektora, wówczas Wydziału Kultury Fizyczneji Turystyki UM Poznania. Poprzedzone to było trzyetapowym konkursem. Dzisiaj już takich się nie prowadzi. Startowało 39 kandydatów, w tym jedna kobieta. Ewa Bąk. Złośliwi mówili, że przterwam trzy miesiące, a ja kończę dziś swoją pracę po 24 latach.

Zastanawiała się Pani dlaczego wybrano właśnie Panią?

- Wtedy tego nie analizowałam. Teraz myślę, że zdecydowało moje doświadczenie zawodowe. Pracowałam w Urzędzie Wojewódzkim, potem w Departamencie Kultury Fizycznej i Turystyki w Urzędzie Marszałkowskim, wcześniej jako nauczyciel, wicedyrektor Szkoły Sportowej na os. Kopernika, trener piłki ręcznej w Grunwaldzie i MKS-ie Poznań. Chyba to zdecydowało.

A jak Pani trafiła do Poznania?

- Przyjechałam tutaj na studia. Najpierw studiowałam w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego w Gdańsku, ale mój mąż rozpoczął w Poznaniu pracę, jako złotnik, więc przeprowadziliśmy się tutaj. Po ślubie pojawiła się na świecie nasza jedyna córka Iwonka i chcieliśmy być tutaj wszyscy razem.

Mówi Pani o sobie "jestem poznanianką"? Pochodzi Pani przecież z Ostrowa Wielkopolskiego.

- Absolutnie, jestem poznanianką, bo mieszkam tutaj od 1977 roku, czyli od 47 lat. Ale oczywiście nie wypieram się Ostrowa, to moje rodzinne miasto. Chodziłam tam do SP nr 5, gdzie zawsze był klimat do sportu. A to właśnie od ludzi najwięcej zależy. Tę szkołę ukończyło wielu sportowców, m.in. Mateusz Ponitka. Następnie trafiłam do Technikum Mechaniczno-Elektrycznego. Pamiętam, że była tylko jedna klasa w roczniku, było w niej 39 chłopaków i 4 dziewczyny. Już w czwartej klasie wiedziałam, że chcę studiować na poznańskiej AWF i dlatego indywidualnie z pomocą nauczycielki przerobiłam w rok całe cztery lata biologii. Po to tylko, żeby zdać na AWF.

Zdała Pani i pracowała jako nauczyciel. Lubiła Pani tę pracę?

- Tak, bardzo. Najpierw pracowałam w SP nr 90 przy ul. Chociszewskiego. Miło wspominam dyrektor Grzędzińską i nauczycielkę WF-u, panią Osińską, które umożliwiły mi na jednoczesne podjęcie studiów podyplomowych w zakresie piłki ręcznej. A że szkoła sąsiaduje z WKS-em Grunwald, to gdy prowadziłam lekcje WF-u obserwował mnie śp. prezes Grunwaldu Maciej Kozak. I zaproponował mi poprowadzenie zespołu w Grunwaldzie. Dla mnie, jako byłej piłkarki ręcznej to było spełnienie marzeń. Po pewnym czasie dostałam propozycję od Lecha Drożdżyńskiego z Kuratorium żebym przeszła do Szkoły Podstawowj na osiedlu Kopernika. Nowa szkoła, nowe boisko, dwie sale, nowe osiedle i do tego przemiła pani Tekla Grek - dyrektorka, była gimnastyczka sportowa. Dogadałyśmy się, ale gdy przyszłam do pracy okazało się, że mam mieć klasy 1-3. Powiedziałam, że nie podpiszę tej umowy, a był 1 września... Obraziłam się chyba wtedy, bo ustalenia były inne. I zostałam na lodzie. Na drugi dzień dostałam telefon od dyrekcji, że będę miała zajęcia ze starszymi klasami, a w jednej z nich uczniem był Jędrzej Solarski, czyli mój obecny szef, zastępca prezydenta Miasta Poznania. A moim współpracownikiem był Maciej Piekarczyk, do dziś mój zastępca w Wydziale Sportu.

Nie chciała Pani być dalej trenerem?

- W Urzędzie Wojewódzkim mogłam te dwie prace łączyć a gdy zostałam dyrektorem Wydziału Sportu to nie było już możliwe. Bardzo nad tym ubolewałam. Przecież z Grunwaldem współpracowałam 14 lat, z małą przerwą, bo w 1990 roku utworzyliśmy obecny MKS Poznań. Celem była współpraca między MKS-em i Grunwaldem. Dlatego tak bardzo się cieszę, że wrócono teraz do tego modelu i wspólpraca między tymi klubami znów jest wzorcowa.

Jakie cele sobie pani stawiała obejmując funkcję dyrektora Wydziału Sportu?

- Pierwsze to było nawiązanie dobrej współpracy z ludźmi odpowiedzialnymi za sport w Poznaniu. Prezydentem był wtedy Ryszard Grobelny, zastępcą prezydenta Maciej Frankiewicz, przewodniczącym Komisji Kultury Fizycznej Jacek Kurzyca, a wiceprzewodniczącymi Lidia Dudziak i Stefan Antkowiak. I z tymi ludźmi pracowało się świetnie. A moim celem było na pewno zbudowanie sieci Młodzieżowych Centrów Sportu i Dzielnicowych Centrów Sportu. I to się udało. Gdy rozpoczynałam pracę MCS-ów było osiem, teraz jest ich w Poznaniu 134. Chciałam też aby w naszym mieście było dużo wydarzeń sportowych. To też się udało: Euro 2012, największe światowe regaty kajakowe i wioślarskie na Malcie, mistrzostwa Europy w koszykówce i mecze reprezentacji Polski w siatkówce oraz w piłce ręcznej w Arenie, bo wtedy działała ona jeszcze normalnie, zawody jeździeckie i wiele, wiele innych. Kolejnym celem była promocja Poznania poprzez sport i co za tym idzie - rozwój infrastruktury.

Z tym ostatnim to chyba nie wszystko się udało? Poznań nie ma ani hali sportowej, ani lekkoatletycznej... Uważa Pani to za swoją porażkę?

- Bardzo nad tym ubolewam i to przeżywam. Moim, naszym planem było zmodernizowanie Areny. Nie tylko teraz, ale już wiele lat temu. Chciałam żeby na koniec mojej pracy zawodowej odbył się tam jakiś mecz reprezentacji i koncert mojej ulubionej piosenkarki ZAZ.

Dlaczego się to nie udało? Dlaczego nie mamy hal z prawdziwego zdarzenia?

- To bardzo złożona sprawa. Myślę, że po pierwsze zabrakło dobrej woli z kilku stron. Po drugie zabrakło wspólnych rozmów władz Miasta, środowiska sportowego i społeczników. Zwłaszcza w temacie hali do lekkiej atletyki, czego też bardzo żałuję, bo przecież był już projekt, były pozwolenia, były środki i wypracowany model funkcjonowania tego obiektu. Przejęliśmy Golęcin od Policji także dlatego żeby tę halę zbudować. Ale zabrakło takiego ludzkiego podejścia i zrozumienie siebie nawzajem. Zabrakło chęci, by usiąść i na spokojnie razem porozmawiać. Każdy grał na swoją stronę, każdy chciał pokazać, że jest ważniejszy. I zabrakło w tych rozmowach kobiet, bo uważam, że my potrafimy łączyć i szukać dobrych rozwiązań.

Była Pani czasami zła, że nie jest tak, jakby Pani zrobiła? Dyrektor Wydziału Sportu to ważna funkcja, ale ostateczne decyzje, choćby w sprawach poprawy infrastruktury sportowej nie zależały od Pani podpisu, ale od decyzji władz Miasta.

- No pewnie, że takie sytuacje miały miejsce, to normalne. Myślę, że gdyby kilkanaście lat temu mnie posłuchano, to na AZS-ie hala na 3 tysiące kibiców by powstała. Tak się jednak nie stało. W 2008 roku z Grzegorzem Ganowiczem, przewodniczącym Rady Miasta Poznania mieliśmy ogromną determinację do tego, by zmodernizować Arenę. Nie byłoby teraz problemu, jaki mamy. Też nas nie posłuchano. Ciężko było czasami, bo zawsze kierowałam się merytorycznymi argumentami, ale to mnie tylko motywowało do dalszych działań.

Poznań stawia na sport. Takie było hasło promujące nasze miasto. Zgodzi się pani z tym, że to już nieaktualne?

Brak hal trochę ten sportowy obraz psuje, ale myślę, że jest wiele rzeczy, z których wciąż możemy być dumni i którymi powinniśmy się chwalić. Mamy dużo więcej imprez sportowych, niż kiedyś, mamy dobry system stypendialny, mamy dobre szkolenie młodzieży. Mamy Termy Maltańskie, mamy wreszcie Lecha Poznań i Stadion Miejski.

Stadion przy Bułgarskiej jest sukcesem? Wie Pani, że wiele osób nie rozumie dlaczego gra na nim tylko Lecha Poznań, a Warta gra w Grodzisku.

- Ja uważam, że Stadion Miejski jest naszym sukcesem. Już wyjaśniam dlaczego. Pamiętam, jak rozpoczęliśmy starania o Euro 2012. Pojechaliśmy ze Stefanem Antkowiakiem na spotkanie. Nie byliśmy nawet na liście podstawowej miast, które mogłyby mistrzostwa gościć. Byliśmy daleko, daleko z tyłu. A my tę walkę o Euro wygraliśmy. Stało się tak także dzięki Lechowi Poznań. Mało osób o tym wie, ale w specjalnych aplikacjach do UEFA musieliśmy pokazywać przebudowywany wtedy stadion i jak on będzie wykorzystywany. Wtedy Lech był topową drużyną i gwarantował nam, że ten obiekt będzie żył. Gdyby nie to, nie bylibyśmy gospodarzami EURO 2012, nie byłoby stadionu.

Ale jest to obiekt jednej drużyny...

- Gdy stadion był budowany Lech był jedynym partnerem w rozmowach, Warta grała na niższych poziomach, nie myślała nawet o Ekstraklasie. To z Lechem podpisywaliśmy wtedy umowę i jest to obecnie najlepsza umowa w Polsce. Proszę zobaczyć jakie problemy z arenami Euro mają inne miasta, które każdego roku dopłacają potężne, milionowe kwoty do tych obiektów. My nie mamy takiego problemu. Oczywiście jako właściciel ponosimy pewne koszty, ale to tylko koszty eksploatacyjne. Koszty organizacji meczów przy Bułgarskiej są bardzo duże i ponosi je Lech Poznań. Warta nie ma takich środków.

Spotkała Pani na swojej drodze setki wybitnych osobowości sportowych. Które spotkania zapadły szczególnie w pamięci?

- Jest kilka takich spotkań. Na pewno z Ireną Szewińską, która bardzo dużo zrobiła dla Poznania, bo była naszym ambasadorem przy staraniach o duże wydarzenia sportowe. Zapamiętam też spotkanie w Poznaniu z prezydentem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Juanem Antonio Samaranchem, liczne spotkania z Andrzejem Kraśnickim, bo to też postać nietuzinkowa. No i oczywiście spotkania ze sportowcami. Jestem dumna, że odwiedzali mnie poznańscy sportowcy, medaliści olimpijscy. Ale na pewno zapamiętam też spotkanie z Cristiano Ronaldo. To było na Lotnisku Ławica. Jako polska delegacja, prezydent Ryszard Grobelny wiceprezes PZPN Stefan Antkowiak i ja witaliśmy reprezentację Portugalii, która przyleciała na Euro 2012, stacjonowała przecież w Opalenicy. To było bardzo wzruszające, bo poczułam wtedy, że dzieje się w naszym mieście coś niezwykle ważnego. Już wtedy Ronaldo jako pierwszy wysiadał z samolotu.

Spod Pani skrzydeł wyszło sporo osób, które pełnią ważne stanowiska w sporcie. Miała Pani szczęście do współpracowników?

Prezydent Grobelny powiedział mi kiedyś, że powinnam mieć dodatek za dobór ludzi. Miałam nosa do tego. Wielu moich współpracowników i studentów pełni ważne funkcje. Łukasz Miadziołko jest dyrektorem POSiR-u, Marcin Napierała - szefem GOSiR-u w Dopiewie, Joanna Nowaczyk - zastępcą dyrektora ds. PR w Związku Miast Polskich, Marianna Pikul - koordynatorką projektów Erasmus+ w AZS-ie, Marcin Kaczmarek szefem GOSiR-u w Komornikach, Rafał Krzykała w Szamotułach. Są też moi obecni pracownicy: Dariusz Łapawa, Hubert Piotrowicz i Janusz Krenc. Cieszę się, że mogłam przekazywać swoją wiedzę i wprowadzać ich w urzędowe struktury sportowe.

Co by Pani poradziła swojemu następcy?

- Chciałabym bardzo żeby kontynuował rozwój sportu dzieci i młodzieży, żeby nie rezygnował z organizacji dużych, międzynar0dowych sportowych wydarzeń w Poznaniu, ale największymi moimi marzeniami są: żeby powstała w Poznaniu wielofunkcyjna hala sportowa, a nawet dwie i żeby Grunwald Poznań doczekał się zespołu piłkarzy ręcznych w Superlidze.

A chciałaby Pani, aby Wydziałem Sportu znów kierowała kobieta?

Nie ma to dla mnie znaczenia. Ważniejsze jest żeby ta osoba była kompetentna i kontynuowała, przynajmniej w części moje dzieło.

Sport teraz będzie na marginesie w Pani życiu, czy będzie można Panią jeszcze spotkać na meczach poznańskich drużyn lub na innych wydarzeniach sportowych?

Tego możecie być pewni. Nie wyobrażam sobie życia bez sportu, będę kibicować. W pierwszej kolejności muszę jednak podreperować moje zdrowie, ale nadal będę prowadziła zajęcia na poznańskiej AWF i na pewno przy sporcie zostanę. Zwłaszcza, że w domu mam bardzo dobry do tego klimat. Mój mąż też kocha sport i zawsze lubi mi towarzyszyć.

Autor: Beata Oryl-Stroińska

sportowy-poznan.pl

Archiwa