Jakub Stepun i Przemysław Korsak wywalczyli kolejną kwalifikację dla polskiego kajakarstwa na igrzyska olimpijskie! Polska dwójka we wspaniałym stylu wygrała w Szeged bieg, który dawał ostatnią przepustkę na tym dystansie do Paryża. Nie udało się to za to kanadyjkarzom Aleksandrowi Kitewskiemu i Arsenowi Śliwińskiemu, którzy przegrali z dopuszczonymi do rywalizacji Rosjanami, nazywanymi tu „sportowcami neutralnymi”. W czwartek o kwalifikację powalczy jeszcze ostatni polski kajakarz Sławomir Witczak, który będzie rywalizował w K1 1000 metrów.
Stepun i Korsak byli wyraźnie najlepsi w stawce – najpierw rano z najlepszym czasem zapewnili sobie udział w finale, a później pewnie go wygrali. – Razem z Przemkiem w ten sposób celebrowaliśmy rocznicę polskiego zwycięstwa, więc to dodatkowo nas niosło. Na pewno naszym celem na ten rok to jest medal z igrzysk i będziemy robić wszystko, żeby tego dokonać – mówił Stepun, który zaraz po zejściu z wody wyściskał trenera Ryszarda Hoppe. Znakomity polski fachowiec, który przez wiele lat szkolił z sukcesami kajakarzy w Portugalii, może cieszyć się z kolejnej w karierze olimpijskiej kwalifikacji.
– Tak naprawdę zepsuliśmy totalnie start, bo zostaliśmy w bloku. Na pewno stało się to z mojej winy, ale później się starałem dać z siebie dwieście, a nie sto dziesięć procent jak zawsze, żeby dowieźć to do mety. Wiedziałem, że jedziemy z przodu, więc ile miałem siły, tyle jechałem do końca, żeby to utrzymać. Mamy duży progres w grupie, każdy się naprawdę rozwija. Mimo zeszłorocznej nieudanej kwalifikacji w Duisburgu teraz pokazaliśmy, że nasze miejsce jest w Paryżu – dodał Korsak.
Co ciekawe, trener Hoppe w środę rano dostał od Stepuna oficjalną czapkę paryskich igrzysk. – Poprosił mnie, żebym nosił ją od pierwszego startu, więc oczywiście ją założyłem. Byliśmy spokojni, bo od tego ostatniego zgrupowania w Portugalii było widać, że chłopaki idą do góry. Wiedzieliśmy, że jest dobrze, ale nie wiedzieliśmy jaki jest poziom przeciwników. Okazało się, że byliśmy od nich lepsi, a zestaw był bardzo mocny.
Polski szkoleniowiec liczy, że w Paryżu polska dwójka również spisze się znakomicie. – Tutaj był pierwszy szczyt formy, teraz musimy zejść w dół z tą formą i przygotować maksymalnie na Paryż. Na pewno nie są bez szans powalczenia o finał, a w finale zawsze wszystko jest możliwe. Cieszę się, bo chłopaki, tak jak już mówiłem w wywiadzie dla Polskiego Związku Kajakowego, reprezentują światowy poziom. Grupa mała, bo tylko pięciu zawodników było szkolonych, ale nie z mojej przyczyny, bo nie wszystkich, których chciałem, mogłem mieć na zgrupowaniu – dodał Hoppe.
Prezes Polskiego Związku Kajakowego Grzegorz Kotowicz podkreśla, że ostatni raz polscy kajakarze – oczywiście chodzi o mężczyzn – wywalczyli kwalifikację olimpijską dwanaście lat temu. Wprawdzie mieliśmy swojego reprezentanta przez ośmioma laty w Rio de Janeiro, ale było to dzięki tzw. dzikiej karcie. – Przez ostatnie dwa lata apelowałem o wsparcie trenera Hoppe, czego wyraźnie brakowało. Niestety, było sporo osób, które, nie twierdzę, że z nieżyczliwości, nie wykonywali dobrej pracy. Dzisiaj ten wynik potwierdził, że ja, jako prezes, i pion szkolenia sportowego w związku mieliśmy rację, że nie ulegliśmy naciskom i kontynuowaliśmy tę pracę. Wiemy, że postawiliśmy na dobrego konia i widać, że chłopaki mogą w Paryżu walczyć nawet o medal – powiedział Kotowicz. Polską kadrę wspiera sponsor główny PGE Polska Grupa Energetyczna S.A.
Kilkanaście minut później o kwalifikację olimpijską walczyli polscy kanadyjkarze – Aleksander Kitewski i Arsen Śliwiński. Niestety, Polacy mimo znakomitego finiszu przegrali o kilkadziesiąt centymetrów z dwójką Rosjan, startującą jako „sportowcy neutralni”.
– Dziesięć lat temu na tym dystansie zrobili rekord świata, później byli, że tak powiem, zamrożeni i nie do końca wiadomo, co robili. My tak naprawdę z doskoku stanęliśmy w tej dwójce, ale zrobiliśmy wszystko, by ta osada poleciała dziś najlepiej, jak to możliwe. To jest to chyba najlepszy czas nas obu na tym dystansie, ale jest porażka. W tej sytuacji jest ona dla nas podwójnie bolesna, bo nie dość, że nie dostaliśmy się do igrzysk to do tego przegraliśmy jeszcze z agresorem, który atakuje inny kraj – mówił Śliwiński.
Załamany był też Kitewski. – Taki jest sport. Każdy chciał zwyciężyć, bo każdy chciał pojechać na igrzyska. My mieliśmy takie same marzenia – powiedział.
Kotowicz nie ukrywa, że jako prezes Polskiego Związku Kajakowego jest oburzony dopuszczeniem przez światową federację Rosjan i Białorusinów do startu w kwalifikacjach. – Oni ponad dwa lata byli poza kontrolą antydopingową, a wiemy, że tam wręcz systemowo łamano zasady. To oczywiście jedno, bo przecież agresja na Ukrainę spowodowała wykluczenie ich ze startów, nadal dochodzi tam do ludobójstwa i ataków na ludność cywilną, a teraz zostali odwieszeni. Uważam, że to jest bardzo złe i sprzeczne z duchem olimpizmu. Czuję rozgoryczenie, że światowa federacja dopuszcza do czegoś takiego i mam nadzieję, że kraje, które uczestniczą w tych zawodach będą protestowały i w przyszłych wyborach zostaną wyciągnięte z tego powodu konsekwencje – dodał prezes Polskiego Związku Kajakowego.
W czwartek w Szeged ciąg dalszy olimpijskich kwalifikacji. O miejsce w igrzyskach powalczy w K1 na tysiąc metrów Sławomir Witczak. – Decyzję o przygotowaniu się na tysiąc metrów podjęliśmy na ostatnim zgrupowaniu. Sławek, również dzięki wspólnym treningom ze świetnym Portugalczykiem Pimentą, z dnia na dzień szedł do góry i czynił niesamowite postępy. Jest w szczytowej formie i zobaczymy, na ile to wystarczy – podkreśla trener Ryszard Hoppe. Z kolei w piątek na węgierskim torze rozpoczną się pierwsze w tym sezonie zawody Pucharu Świata. Partnerami Polskiego Związku Kajakowego jest Lotto i Suzuki Motor Poland.